niedziela, 27 grudnia 2015

Koniec roku.

Kariera w Call Center na szczęście dobiega końca. I tylko fakt, że jeszcze 3 dni spędzę na smyczy zwanej słuchawką, nieprzyjemnie paraliżuje narządy wewnętrzne.

Poza tym stresuje Sylwester i nowy chłopak. NORMALNY. Nie przywykłam do takich. Zawsze byłam wszędzie czarną owcą i lepiej się czułam z innymi czarnymi owcami. Bardzo bym chciała zakopać się w mojej wielkiej pościeli i zostać w domu. Wiem, że trzeba stawiać czoła wyzwaniom. Problem mam z tym, że zbyt duże wyzwania uruchamiają niebezpieczny dla mnie łańcuch przyczynowo-skutkowy, kończący się zawsze jakimś autodestrukcyjnym zagraniem.

Nigdy nie wiem z czym sobie poradzę, a co mnie w efekcie zmasakruje.
Ruletka.

Trzeci punkt. NOWA PRACA.
Z ludźmi, z którymi miałam przyjemność współpracować.
Dwa razy większy hajs + wstawanie do pracy z uśmiechem na ustach.

TO NIE PONIEDZIAŁEK JEST DO DUPY.
TO TWOJA PRACA.

Poza tym mam przekaz.
Mówcie każdemu o swoich marzeniach, planach, celach.
KAŻDEMU.
Olewajcie hejterów, niedowiarków i zazdrosne pizdy.
Ktoś w końcu Was usłyszy i pomoże Wam się znaleźć w miejscu, o którym marzyliście.
AMEN.


A święta?
Wigilia to była praca + butelka wina + kodeina.
Pierwsze święto upłynęło na rzyganiu, pracy i książce.
A potem to już tylko spanie, jedzenie, seks i książki.

Trudno u mnie o wesołe święta.
Ale cały czas jestem zdania, że to etap przejściowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz